27 lutego 2012 rano weszłam na Internet sprawdzić zobaczyć Gary'ego Oldmana z jego pierwszym oscarem. Wchodzę na wirtualną polskę a tu Jean Dujardin trzyma nagrodę Gary'ego- tak myślałam, bo okazało się, że to on wygrał przez co byłam obrażona na oscary cały rok. I dalej jestem kiedy o tym myślę. Wtedy statuetkę przyznawała Natalie Portman więc to byłoby cudowne, bo grali na początku jej kariery w jednym, kultowym filmie jakim jest "Leon Zawodowiec" i teraz ona wręczyłaby oscara Gary'emu no coś pięknego. Tego dnia poszłam do szkoły rozczarowana i spłakana i na pierwej lekcji jaką była matematyka narysowałam rysunek pod tytułem "sprawiedliwe oscary", na którym Oldman ma statuetkę. Mam do dziś ten chory rysunek.
Tak, to jeden z moich ulubionych aktorów i jedna z pierwszych miłości, odkąd obejrzałam "Leona Zawodowca" wyobrażałam sobie mnie jako taką Matyldę Stansfilda. Do teraz lubię sobie o tym pomyślec.
Wstyd mi przyznać, ale dwa razy zwiątpiłam w Gary'ego- przed oglądaniem "Sida i Nancy" i "Wiecznej miłości". Sama myśl, że jedna osoba ma grać punka i przedstawiciela muzyki klasycznej jest dziwna, nawet kiedy ma to zrobić świetny aktor. I w pierwszej scenie z Garym-Beethovenem było mi jakoś nieswojo to w następnych zapomniałam o tym, że to film i o wszystkim, nie wiem czy z miłości do Beethovena czy dosypano mi czegoś do mountain dew.
Urzekający, niedoceniany (mam nadzieję, że to zdąży się zmienić), genialny.
Och, uwielbiam Gary`ego Oldmana. Ma w sobie to COŚ.
OdpowiedzUsuń